Być (szefową) “Limitless”

Karolina Wasielewska

Girls Gone Tech

Mogłaby spokojnie podpisać się pod stwierdzeniem, że to nie ona wybrała start-upy – to startupy wybrały ją 🙂 Kiedy w 2010 r. pojechała do Izraela, przyjęła pierwszą ofertę pracy, jaką udało jej się dostać. Nie miała pojęcia, że firma Shvoong, w której zatrudniła się jako tłumaczka i specjalistka od relacji z klientami, to właśnie start-up: -U nas mało kto się tym terminem posługiwał. Nie wiedziałam też, że Izrael jest drugim rynkiem start-upowym świata. – wspomina Sara Koślińska, dziś na czele własnego start-upu Limitless z siedzibą w Amsterdamie. Ma 27 lat i jest uważana za ekspertkę od rozwoju młodych firm technologicznych. Prezesi, których jeszcze niedawno nie zawsze skutecznie prosiła o mentoring, dziś dzwonią do niej z prośbą o rady.

Bo Sara zawsze wyprzedzała trendy. -Mam wrażenie, że kiedy zaczęła się era start-upów, rynek nie traktował ich do końca poważnie! Tymczasem start-upy stały się jego istotną częścią – i podobnie jest teraz z FinTechami. Kiedy zaczęła się interesować tą branżą w 2012 r., w Polsce był to jeszcze raczkujący temat. Nieco więcej mówiło się o tym w Europie Zachodniej. Jednak co bardziej konserwatywni bankowcy do tej pory nie ufają FinTechom. -Większość z nich to pięćdziesięcioletni faceci w garniturach. Kiedy słyszą o Limitless, mówią: “Ale po co mi taka aplikacja? Ja bym jej nie używał”. Odpowiadam: “Ale pan nie jest w naszej grupie odbiorców”. Wtedy przydaje się mój wspólnik, który jest z ich pokolenia. “Doskonale pana rozumiem, ale młodzi tak widzą świat”, tłumaczy im.

Limitless to aplikacja, która umożliwia mikroinwestycje millenialsom. Powiedzmy, że przy każdym zakupie kawy w kawiarni, na twoim koncie odkłada się jakaś drobna kwota. To ty wyznaczasz sobie cel, jaki chcesz osiągnąć, a aplikacja we współpracy z bankami konstruuje plan skrojony na twoje potrzeby. -To ten rodzaj inwestycji, o którym nie musisz długo myśleć ani mobilizować się do oszczędzania. Wiem, że są ludzie, którzy w ten sposób odkładają na emeryturę, np. freelancerzy, których nie obejmuje holenderski system emerytalny. – mówi Sara. Z tym pomysłem przyszedł do niej w 2015 r. Ka-ming Lim, inwestor z Singapuru od 30 lat związany z finansami. “Ok, wchodzę w to”, powiedziała po kwadransie rozmowy. Od tamtej pory są wspólnikami.

Sara i jej wspólnik w Limitless Ka-ming Lim

No dobrze, ale jak to się robi, że jeździ się po całym świecie, zakłada lub współzakłada firmy i współpracuje ze światowej klasy ekspertami, nie mając jeszcze trzydziestki? Po pierwsze, trzeba mieć plan. -Zawsze wiedziałam, że chcę mieć własną firmę. Zaczęłam od tłumaczeń i nauki języków, bo chciałam robić coś związanego z moim wykształceniem. – mówi Sara. Skończyła lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Warszawskim. Już po doświadczeniach w Izraelu, za oszczędności i pieniądze z bezzwrotnej pożyczki z Unii Europejskiej założyła biuro tłumaczeniowe, a rok później szkołę językową w warszawskim biurowcu Zebra Tower. Uczyła Business English. -Wiesz, jaki był mój sposób na reklamę? Jeździłam windą po budynku i rozmawiałam z recepcjonistkami firm, które miały tam swoje siedziby. Dla osób, które przyszły do nas na kurs, głównym argumentem było to, że miały blisko. – śmieje się Sara.

Po drugie, trzeba umieć… zrezygnować z pierwotnego planu, jeśli ciekawe perspektywy pojawiają się gdzie indziej. Nie zabrzmi to zbyt pochlebnie dla Polski, ale wiele innowacyjnych pomysłów trafia do nas z opóźnieniem. Kto chce być pierwszy na danym rynku – musi zdobywać doświadczenia już nawet nie w innym państwie, ale w wielu państwach. Dlatego Sara mówi wprost: -Moją najlepszą decyzją była ta o wyjeździe z kraju. Kolejną firmę założyła w Londynie. Była dumna, kiedy w wieku 21 lat dostała ważne zlecenia na tłumaczenia techniczne od znanej międzynarodowej korporacji. -Dużo się nauczyłam. Niestety, zapłacili nam kilka miesięcy po terminie. Firma straciła, a potem z dużym trudem odzyskała płynność finansową. – wspomina Sara.

Że nie należy zrażać się porażkami, wszyscy wiemy. Jednak trzecia zasada, którą warto wziąć sobie do serca, jest taka, że łatwiej je przeboleć, jeśli ciągle uczymy się nowych rzeczy. Już budując Limitless, Sara zaangażowała się w pomoc dla spółek państwowych należących do Malezyjskiego Ramienia Inwestycyjnego. -To był hardcore! Malezja była chyba najtrudniejszym krajem do życia z tych wszystkich, w których byłam. Tam też sporo się nauczyłam, bo biznes w takich państwach wygląda całkiem inaczej. Miałam okazję pracować z niesławnymi Malaysian Airlines. Widziałam, jak tam wygląda zarządzanie projektem, ludźmi, rozmowy o interesach. Sporo się dowiedziałam o działaniu na rynkach innych niż te oparte na zachodnim modelu gospodarczym.

Po czwarte, trzeba być gotowym na zmiany, czasem radykalne i z dnia na dzień. Kiedy rekrutował ją oddział Foodpanda w Singapurze (takie “pyszne.pl” na skalę globalną), miała dosłownie kilkanaście minut na decyzję o postawieniu całego swojego życia do góry nogami. A pracowała jeszcze w swojej londyńskiej firmie: -W czasie rozmowy rekrutacyjnej inwestor, miliarder z Niemiec, zapytał mnie: “Ciężko pracujesz?”, odpowiedziałam, że tak. “Gdzie chcesz jechać?”, “Dubaj”, odpowiedziałam, a on mi na to: “Dobra, wyślemy cię do Singapuru. Możesz wyjechać w tym tygodniu?”. Zgodziłam się. – opowiada Sara. Już w kolejny poniedziałek była po drugiej stronie globu i, ściskając ręce klientom, przedstawiała się jako Business Development Manager Foodpandy.

Jak sama mówi, to w Singapurze najlepiej jej się żyło i najwięcej się nauczyła. Była pod wrażeniem tego, jak wielu ludzi jest tam na tyle zamożnych, że nie boi się inwestować w nowe biznesy. Obecnego wspólnika poznała przez znajomą z Finlandii, która kiedyś prowadziła firmę w Polsce, a potem wyjechała do Singapuru. Kiedy przeprowadziła się tam Sara, zaczęły się spotykać i rozmawiać o jej planach wejścia w FinTech. Wtedy pojawił się Lim z pomysłem na Limitless i pieniędzmi, które pozwoliły rozkręcić firmę aż do aktualnego etapu rozwoju: gotowego produktu i rundy seedowej. -Lekko nie jest, bo banki opornie przyjmują nowe technologie. Mają w ręku ogromne ilości danych, a wiele z nich dopiero teraz zatrudnia specjalistów od analizy Big Data. – mówi Sara. Prowadzi negocjacje z holenderskim ubezpieczycielem, ma już pozyskanego inwestora na Węgrzech, rozmawia też z funduszami w Polsce. Przyznaje, że pierwszy raz znaczenie ma dla niej finansowy wymiar tego, co robi: -Chciałabym doprowadzić firmę do takiego momentu, kiedy będę mogła trochę zwolnić tempo i żyć z zysków. Myślę o perspektywie pięciu lat. Chciałabym wtedy trochę “pożyć”, może założyć rodzinę. – planuje Sara. Na razie z tym, żeby “pożyć”, nie jest najłatwiej, bo ciągle się przeprowadza. Żeby móc z dnia na dzień skorzystać z nowej okazji biznesowej, często wybiera pierwsze tanie miejsce do zamieszkania, jakie jej się trafi. W Londynie była u rodziny. W Singapurze – wynajmowała mieszkanie od znajomego Polaka. Chwilę przed wyjazdem do Malezji wpisała w wyszukiwarkę hasło “Pokój, basen” i zdecydowała się na pierwszą ofertę, która się wyświetliła.

Millenialsi robią biznes z millenialsami 😉 Sara i jeden z inwestorów Limitless, 24-letni Janos Pereczes z węgierskiego banku MKB

Piąta i ostatnia zasada jest taka, żeby nie bać się ludzi. Całą swoją karierę Sara zawdzięcza networkingowi: -W ciągu 2 lat zjeździłam całą Europę, odwiedzając akceleratory, co-worki, uczestnicząc w eventach branżowych. Przychodziłam do firm i mówiłam: “Co robicie? Chcę się tego nauczyć”. Nikt mnie nigdy nie wygonił. Korzystała też z mentoringu jednego z ważnych prezesów, którego po prostu poprosiła o spotkanie w czasie konferencji. Inny jej odmówił, spróbowała więc przez LinkedIn. W wiadomości napisała: “Rozmowa z panem zaoszczędzi mi pół roku pracy”. Wkrótce skontaktowała się z nią jego asystentka.

Dlaczego Sara zaangażowała się w działania Girls In Tech? Bo dyskryminację kobiet w branży technologicznej odczuwa na własnej skórze niemal codziennie: -Kiedy panowie pod krawatami rozmawiają z kobietą w moim wieku, często nie traktują jej poważnie, nawet jeśli jest dobrze przygotowana i kompetentna. Z inwestorkami lepiej się rozmawia. Rzadziej kwestionują moje kompetencje albo sens mojego biznesu. – przyznaje. Dlatego też chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami. Chwilę po rozmowie ze mną na Skype napisała mi, że właśnie zadzwoniła do niej dziewczyna, która jakiś czas temu nosiła się z zamiarem zamknięcia swojego FinTechowego start-upu. Sara była pierwszą osobą, z którą otwarcie rozmawiała o problemach firmy. Teraz powiedziała, że podjęła kilka decyzji pod jej kierunkiem i jej biznes znowu ruszył.

To nie jedyne owoce swojej pracy, które zbiera w tej chwili Sara. W środowisku stała się rozpoznawalna. Była jednym ze start-upowców zaproszonych na spotkanie z księciem Williamem i księżną Kate do Warszawy. -Uścisnęli dłonie, pouśmiechali się i tyle. Cenniejszy był dla mnie kontakt z osobami z branży, które znam i cenię. – relacjonuje Sara. Ma w tym gronie kilku przyjaciół, których nie traktuje jak konkurencji, a wręcz dzwoni do nich “kiedy się wali i pali”. Wielu cennych porad udzielił jej choćby Stefan Batory z iTaxi czy Borys Musielak z Reaktora.

A teraz Sara jako jedyna Polka jest nominowana do Central European Startup Awards w kategorii Founder of the Year, a jej firma Limitless do nagrody European Fintech Awards. Głosować można już tylko przez kilka dni.

Wywiad znajdziecie również na stronie Karoliny:

Być (szefową) “Limitless”


You May Also Like